Nie będę z nią rozmawiał, od razu wrzucę ją na głęboka wodę. To będzie też taki test. Jak sobie z nim poradzi to później już tylko lepiej może być
Co do powrotu na kołach to jest to możliwe ale jak słucham o tych wszystkich formalnościach, które trzeba spełnić to mam coraz większą ochotę zamówić lawetę. Dzwoniłem do Wydz. Komun. i tutaj nie ma problemu, żeby wydali mi tymczasowe tablice rejestracyjne i dowód rejestracyjny, więc wezmę je pod pachę, pojadę do Gdańska i wrócę na kołach. Problem pojawia się przy ubezpieczeniu. Jak wiadomo, żebym mógł jechać kijanką musi być ubezpieczona. A ze względu na to, ze jest dość nietypowa jak na rynek europejski to musi ją najpierw wycenić rzeczoznawca. Z rozmowy z moim agentem ubezp. mogą to zrobić bez oglądania samochodu, na podstawie tylko informacji które im przekażę. Natomiast jeśli chodzi o samą polisę, to żeby ubezpieczyć kijankę muszą być dołączone do dokumentacji zdjęcia auta. I teraz włąśnie czekam na info od mojego agenta, któy ma się skontaktować z kimś tam i zapytać się czy wytarczą na razie zdjęcia zrobione przeze mnie, czy musi jechać do Gdańska i tam porobić te zdjęcia na miejscu. Po prostu jak zwykle polski cyrk
Dla ciekawostki dodam, że ubezpieczenie kijanki w Korei, od momentu wysłania danych do momentu otrzymania polisy, zajeło 2 godziny bez żadnych oględzin i bez wychodzenia z domu (kijanki nie było nawet wtedy w Seulu jeszcze tylko jechała na lawecie z fabryki). Czy w Polsce naprawdę jest tak ciężko komuś zaufać?